Ciężko chory 18-letni Syryjczyk odwieziony do lasu z siemiatyckiego szpitala przez straż graniczną.
Za nami różne święta i związane z tym obrządki, rodzinne spotkania, świecące choinki. Wśród tradycyjnych kolęd: „Nie było miejsca dla ciebie”, albo „W żłobie leży”. W cieple i na ogół we względnej sytości. Wśród wesołych zabaw.
Tymczasem nieopodal w lasach strefy przygranicznej wciąż trwa horror. Wciąż żadne organizacje humanitarne, pomocowe, ani media nie mają wstępu do strefy przygranicznej. Nie wiadomo, co się tam naprawdę dzieje. Tylko dzięki nieocenionej działalności rożnych grup pomocowych, stowarzyszeń i wielu niezależnych wotontariuszek i wolontariuszy, działających obok strefy przygranicznej, wielu ludzi otrzymuje pomoc i ratunek. Stąd też docierają informacje, o których nie dowiemy się od rzeczników rządowych służb.
Noc przed Wigilią
„W noc przed Wigilią, przy 10 stopniach mrozu, Straż Graniczna wywiozła z Polski 9 zmarzniętych i głodnych ludzi w stronę zimnego białoruskiego lasu.
Grudzień jest piątym miesiącem kryzysu humanitarnego na Podlasiu. Coraz trudniejsze warunki pogodowe, nieustające wywózki i przemoc ze strony funkcjonariuszy służb stanowią nieodłączny element codzienności pogranicza. Mimo to, mieszkanki i mieszkańcy tego regionu codziennie podejmują działania pomocowe. Również w ostatnich dniach interweniowali, niosąc pomoc humanitarną dziewięcioosobowej grupie osób z Syrii, Iraku i Turcji, które błądziły w bardzo trudnym terenie, po lasach i bagnach. W tym czasie wolontariuszki i wolontariusze dostarczyli im jedzenie i odzież oraz dali podstawowe wsparcie umożliwiające przeżycie. Na miejsce dotarł również zespół medyczny Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Pomimo skrajnie złych warunków pogodowych, złego stanu zdrowia (przemęczenie i hipotermia), interwencji ze strony mieszkanek i mieszkańców oraz wsparcia humanitarnego udzielanego przez 3 kolejne dni i noce uchodźcy zostali wywiezieni przez pograniczników z zimnego lasu w Polsce do Białorusi. Wywózka odbyła się o północy, kilkanaście godzin przed Wigilią.
Oto relacja jednej z wolontariuszek wspierających tę grupę:
„Wyobraź sobie, że po kilku godzinach zimowej przeprawy przez las spotykasz człowieka. Duży mężczyzna. Trzęsie się. Leży skulony, zwinięty jak dziecko, dłonie wsadzone pod pachy. Na nogach ma filcowe, „babcine” kapcie, krótkie, do kostki, nasunięte na gołe stopy. Mokre. Jest zimno, -8, za chwilę -10 stopni. Późny zmierzch. Wokół pełno wojska i Straży Granicznej. Wiesz, że będzie jeszcze zimniej. Co robisz? Naprawdę zastanów się: co byś zrobiła? Wiesz, że wszystkie procedury trwają, większość nie daje gwarancji i nie działa w imię ochrony drugiego człowieka. Na samą myśl o wywózce do Białorusi, ludzie, których spotkałaś, zastygają przerażeni, składają dłonie, mówią do ciebie: „No Belarus, no Belarus”. To jedyna sentencja, którą znają wszyscy, bez wyjątku. Sama twoja obecność już ich przeraża i stanowi dla nich zagrożenie. W ogóle nie powinno cię tam być. Zamiast ciebie powinny być tam specjalne jednostki zajmujące się ratowaniem ludzi i ochroną praw człowieka”.
Mieszkanki Białowieży w Wigilię dowiedziały się, że spotkana kilka dni wcześniej grupa osób została zawrócona na pas graniczny. Byli w polskim lesie już od wtorku – wówczas temperatury w nocy sięgały -10 stopni:
„Wiemy, że w takich warunkach tylko marsz pozwala na przeżycie. Ci ludzie przeszli około 15 km, przez bardzo trudne odcinki lasu. Została im udzielona pomoc medyczna, ich stan fizyczny był bardzo słaby. Niestety, osoby te zostały zabrane przez Straż Graniczną po co najmniej 3 dniach pobytu w Polsce… i kolejnego dnia były już w Białorusi. Nawet w dniu niosącym nadzieję światu, tutaj – w Polsce – nie ma miejsca na najmniejszy gest dający nadzieję na respektowanie praw człowieka. Czy prawo, według którego działa Straż Graniczna, naprawdę nakazuje wypychanie ludzi w ręce przedstawicieli reżimu Łukaszenki? W warunkach, które zagrażają życiu? Zawracanie zagraża życiu tych ludzi. My o tym wiemy i wie o tym Straż Graniczna”.
Grupa Granica zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich i UNHCR z prośbą o interwencję w opisanej sprawie w związku z narażeniem życia i zdrowia wywiezionych osób.
„Od pięciu miesięcy apelujemy o deeskalację kryzysu na granicy. Zwracamy się do polskich władz o poszanowanie praw człowieka, w tym szczególnie praw migrantek i migrantów, zaprzestanie wywózek do Białorusi oraz dopuszczenie organizacji humanitarnych, medyków, mediów i niezależnych obserwatorów do strefy stanu wyjątkowego”.
4 stycznia 2021 Grupa Granica informuje:
Nie zapomnimy o Aveen
„4 stycznia odbył się pogrzeb kolejnej ofiary polityki wywózek realizowanej przez polskie władze. 38-letnia Kurdyjka Aveen Ifran przebywała w polskim lesie wraz ze swoją rodziną: mężem, piątką dzieci oraz dalszymi krewnymi. Była w 24. tygodniu ciąży. W chwili zgłoszenia Aveen była nieprzytomna. Gdy dotarli do niej „Medycy na Granicy”, była w stanie hipotermii, pomiar temperatury wskazał jedynie 28,8 stopni Celsjusza. W stanie krytycznym została przetransportowana do szpitala. Na miejscu interwencji pojawiła się Straż Graniczna, która wywiozła trzech mężczyzn z grupy w stronę Białorusi. Po kilku dniach pobytu w szpitalu, Aveen poroniła. Po kolejnych kilku tygodniach na oddziale intensywnej terapii zmarła.
Dotychczasowy proceder łapanek i wywózek migrantów i migrantek w stronę Białorusi jest niezgodny z przepisami prawa polskiego i międzynarodowego, a przede wszystkim stanowi dla nich śmiertelne zagrożenie. Ze względu na wywózki wielu migrantów, boi się ujawnić Straży Granicznej, by prosić o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce. Co więcej, wywózek doświadczały nawet osoby, które wyraźnie i w obecności Straży Granicznej prosiły o ochronę w Polsce. Jak pokazuje historia Aveen, praktyka ta prowadzi również do nieidentyfikowania osób, które mogą z innych powodów wymagać szczególnej ochrony państwa, w tym kobiet w ciąży, osób w złym stanie zdrowia, ofiar handlu ludźmi czy dzieci bez opieki.
Śmierć Aveen Ifran, która osierociła pięcioro dzieci, wymaga szerszego komentarza, stanowi bowiem efekt upowszechnienia systemowej przemocy, nierespektowania procedur i łamania międzynarodowego prawa do ubiegania się o ochronę międzynarodową. Jako Grupa Granica nie godzimy się na normalizację przemocy i sytuację, w której społeczeństwo jest systematycznie przyzwyczajane do kolejnych ofiar śmiertelnych, przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek odpowiedzialności ze strony sprawców. Należy pamiętać, że każdy przypadek śmierci jest rezultatem konkretnych decyzji politycznych wykonywanych przez konkretnych funkcjonariuszy.
Znaleźliśmy się w niebezpiecznym momencie – przemoc państwowa stała się w Polsce obowiązującym prawem. Jeszcze kilka miesięcy temu to, co dziś uznawane jest za normę, byłoby nieakceptowalne, a każdy przypadek śmierci wiązałby się ze wszczęciem dochodzenia i ustaleniem sprawcy.
Wiadomo, że kobieta wraz z rodziną spędziła w przygranicznych lasach 7 dni. W tym czasie, jak tysiące innych osób, które znalazły się na polsko – białoruskim pograniczu, nie miała dostępu do ciepłego schronienia, pożywienia i pomocy medycznej. W związku z tym, że organizacje humanitarne nie są dopuszczane do pracy w strefie przygranicznej, nie mogła liczyć na żadną pomoc.
Fundacja Dialog, która opiekuje się rodziną, napisała na swoim profilu:
„Pożegnaliśmy Avin. 38-letnią kobietę, do której pomoc w lesie dotarła za późno… Matka piątki dzieci jest ofiarą kryzysu na granicy polsko – białoruskiej. W takich chwilach nie myślimy, kto jest za niego odpowiedzialny, ale co mogliśmy zrobić? Co czuje mąż, który stracił ukochaną żonę? Co czują dzieci, które już nigdy nie poczują ciepła swojej matki? Co czuje Runa, nastolatka, która musiała szybko dorosnąć, by pomóc ojcu? Żegnamy młodą kobietę, która w ciąży trafiła na nasze pogranicze. Cierpiała z bólu. Utraciła dziecko. Po długiej walce zmarła w szpitalu. Dziś na jej trumnie rodzina i bliscy położyli czerwone róże. To symboliczne pożegnanie. Ciało Avin zostanie odesłane do Iraku i zgodnie z wolą rodziny to tam spocznie. Mamy złamane serca.”
Poniedziałek, 9 stycznia. Grupa Granica informuje:
Rodzice z trzyletnim synkiem
„Poprzedniej nocy udało nam się odnaleźć rodziców z trzyletnim synkiem. Byli zrozpaczeni, ponieważ zaginęła trójka ich pozostałych dzieci. Nie możecie sobie nawet wyobrazić naszej radości, kiedy po godzinnej wędrówce znaleźliśmy zaginione dzieci. Nakarmione i przebrane zaprowadziliśmy do rodziców. Kiedy się spotkali, płakaliśmy wszyscy”. To relacja mieszkańców i mieszkanek biorących udział w interwencji.
Interwencja w nocy z soboty na niedzielę (8/9 stycznia) pokazała nam jak wielkie znaczenie ma codzienna praca osób będących w terenie. Wspólnymi siłami mieszkanek i mieszkańców Podlasia, aktywistów z Grupy Granica oraz przewodniczącej Rady Gminy Michałowo – Marii Ancipiuk – udało się skutecznie zapobiec wywózce i połączyć rodzinę z 4 dzieci. Trwało to prawie 20 godzin, przy skrajnie złych warunkach pogodowych i mroźnej temperaturze. Osoby te – pochodzące z Syrii – doświadczyły przemocy ze strony służb białoruskich, a ich życie i zdrowie były zagrożone. Gdyby nie pomoc mieszkanek Podlasia, aktywistek, przedstawicieli rady Michałowa, doszłoby do rozdzielania rodziny z dziećmi. Była to kolejna trudna i wyczerpująca interwencja humanitarna na Pograniczu.
Relacja Marii Ancipiuk, przewodniczącej Rady Gminy Michałowo, która brała udział w interwencji:
„W momencie gdy zobaczyłam tę 8 letnią dziewczynkę, miała problemy z chodzeniem. Więc nieśliśmy ją, trochę podnosiliśmy, nie dawała rady iść samodzielnie, momentami ciągnęłam ją pod pachę. Apeluję do wszystkich, żeby pomagali migrantom. Cały czas spotykamy rodziny z dziećmi. W lasach wciąż są dzieci! Ten chłopiec miał 3 latka. Ci rodzice oraz inni migranci, którym pomagaliśmy, to są wspaniali ludzie, tacy sami jak my, mili, sympatyczni, są wdzięczni, wzrokiem się pytają, czy wszystko jest OK w reakcji na odgłos helikopterów, straży i samochodów. Boją się. Ich dzieci mają 3 lata, 8 lat, 13 lat i 14 lat. Ja miałam wszystkie dokumenty i paszporty, i przekazałam straży, i nie było innej możliwości: doprowadziliśmy do tego, że przygotowują im dokumenty. Ta 8-letnia dziewczynka, wycieńczona spała w lesie”.
Jest to tylko jedna z wielu rodzin, które od kilku tygodni są pod samą granicą. Kolejne osoby przetrzymywane są w skrajnie złych warunkach, zarówno mężczyźni, kobiety, jak i dzieci. Polskie władze niejednokrotnie zostały skrytykowane za proceder nielegalnych wywózek, przy pełnej świadomości nadużyć i tortur jakim są poddawane osoby migrujące. Nadal będziemy interweniować i nieść pomoc humanitarną kolejnym osobom siłowo wpychanym do rzek, rażonych prądem, bitych, czy przymusowo rozdzielanych. Takie przypadki zasługują na szczególną uwagę – zabezpieczenie ochrony interesów dzieci obecnie nie jest oczywiste. Tylko działając wspólnie, włączając media jesteśmy w stanie zapobiec wywózkom. Ten kolejny już przykład zaangażowania Gminy Michałowo w niesienie pomocy humanitarnej pokazuje, że samorządy nie zgadzają się na wzrastającą przemoc wobec osób poszukujących schronienia i bezpieczeństwa.
Obecnie interesy rodziny zostały zabezpieczone dzięki działaniom Przewodniczącej Rady Michałowa, Marii Ancipiuk, prawniczkom z Grupy Granica i mieszkańcom. W tym tygodniu ma odbyć się rozprawa dotycząca umieszczenia w ośrodku. Dalszego wsparcia udziela wiele osób.
Pomoc jest legalna. To przemoc jest przestępstwem”.
Syryjczyk w hipotermii wywieziony do lasu
Wtorek, 11 stycznia – Sutno koło Mielnika.
Informuje Fundacja Ocalenie:
„Dzieje się teraz na granicy!!!
Jesteśmy pod Mielnikiem, na prośbę członka rodziny, szukamy osoby w złym stanie fizycznym. Nagle otaczają nas mundurowi. Nie chcą się legitymować, odbezpieczają broń, zabierają telefony. Ich jest na oko 2 x więcej niż nas – aktywistek i aktywistów z Ocalenia i innych organizacji. Dołączają dziennikarze. Im także wojsko zabiera telefony.
Na miejsce dojeżdża policja. Ludzie w wojskowych mundurach wycofują się, odzyskujemy telefony. Ale zarekwirowali nasze rzeczy, w tym przenośny defibrylator. Próbujemy je odzyskać.
W międzyczasie osoby z innej organizacji dotarły do potrzebującego człowieka. Nie może chodzić. Zabrała go karetka.
Edit: policjanci na miejscu twierdzą, że nie umieją powiedzieć, czy to było wojsko, czy WOT[sic!].
Rzeczone „wojsko” najprawdopodobniej odjechało z naszym plecakiem medycznym i AED. Tak, najwyraźniej po prostu zajumali nam rzeczy. Rzeczy kupione za pieniądze ze zbiórki, którą dla nas założył Jurek Owsiak.
Policja nie chce przyjąć od nas zgłoszenia na miejscu. Musimy więc jechać na komisariat (…)
Policja pomogła mam ustalić, że nasze rzeczy są… w SG! Co ciekawe, zarówno policja jak i znajome osoby aktywistyczne z okolicy uważają, że takich zabranych aktywistom z lasu rzeczy jest na placówce więcej. Po średnio przyjemnej rozmowie w SG, udaje odzyskać rzeczy”.
Tego samego dnia dziennikarze TVN24 o tę sytuację zapytali rzeczniczkę prasową SG Annę Michalską, min. o to, dlaczego mundurowi otoczyli aktywistów, odbezpieczyli broń i zabrali im – jak twierdzą aktywiści – telefony komórkowe i sprzęt medyczny.
Rzecznika odpowiedziała:
„W dzisiejszych zdarzeniach z udziałem aktywistów w okolicach Mielnika nie brali udziału funkcjonariusze SG, nie znamy przebiegu tego zdarzenia, proszę pytania w tej sprawie kierować do innych służb”.
O tej sytuacji opowiada jej uczestnik, Dobrosław Rola:
„Dzisiaj w nocy, podczas akcji zostałem złapany przez wojsko. Nie wiem, jakie, ponieważ mieli odpięte dystynkcje i nie chcieli się przedstawić. Złapali mnie samego – by chronić grupę, udawałem debila, który po północy spaceruje w okolicach strefy (jakiś kilometr od jej granic). Panowie kazali mi się legitymować, po czym powiedzieli, że mam stanąć 5 metrów przed autem.
Chwilę później część żołnierzy (ok. 10) pobiegło w las, mnie pilnowało trzech.
W lesie spotkali 2 osoby z Fundacji Ocalenie. W tym momencie stojący za mną żołnierze odbezpieczyli broń i kazali mi iść drogą w stronę lasu, parę metrów przed autem i zakazali się odwracać. Gdy próbowałem dopytać dlaczego słyszałem: „Morda, kurwa, idź”.
W lesie był ciężko, chory 18-letni Syryjczyk, złapani działacze tłumaczyli, że proszą o pomoc w znalezieniu go. Wojsko nie reagowało, zmuszało ich do stania w miejscu, zarekwirowali telefony. Jeden z ukrywających się wolontariuszy wspaniałej Grupy Granica zdążył wezwać karetkę, przed nią przyjechała policja. Dopiero oni pomogli choremu i pokierowali karetkę. Ich obecność uspokoiła nagrzanych wojskowych, jasno informowali, że wojsko nie ma uprawnień do wydawania nam poleceń.
Wojskowi odjechali, zabierając ze sobą warty parę tysięcy złotych sprzęt medyczny Ocalenia. Policji powiedzieli, że zostawili go w lesie tam gdzie zatrzymali działaczy. Sprzętu nie znaleźliśmy.
Później okazało się, że wojsko kłamało – sprzęt z defibrylatorem odnalazł się w placówce Straży Granicznej w Mielniku – został przez wojsko zabrany.
Ważne jest to, że zgodnie i polskim prawem wojsko poza strefą stanu pseudo wyjątkowego NIE MA PRAWA podejmować czynności wobec obywateli. Nie ma prawa legitymować, zmuszać do słuchania poleceń, celować z odbezpieczonej broni. Pewnie jutro dowiem się od ministra Błaszczaka, że ci anonimowi wojskowi zasłużyli na nagrodę.
Policja puściła nas wolno, byli uprzejmi, profesjonalni.
Chorego Syryjczyka, w II stadium hipotermii i z problemami z nerkami o godzinie 3 przyjęto do szpitala w Siemiatyczach. O godzinie 7 SG wywiozła chłopaka na granicę polsko – białoruską. Informacja została potwierdzona przez Straż Graniczną w Mielniku”.
Takich historii jest wiele.
opr. jn
grafika Grupa Granica
Grupę Granica monitorującą sytuację na pograniczu tworzą: Nomada Stowarzyszenie, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej Homo Faber, Polskie Forum Migracyjne, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Salam Lab Dom Otwarty, Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć, CHLEBEM I SOLĄ, uchodźcy.info, RATS Agency Fundacja Kuchnia Konfliktu, Strefa WolneSłowo, Przystanek ”Świetlica” dla dzieci uchodźców + niezależni aktywiści, niezależne aktywiści, mieszkanki i mieszkańcy Pogranicza.